Problemy naszego wojska |
May 2 2010, 09:07 AM
Post
#1
|
|
Grupa: Root Admin |
Otwieram ten temat za względu na sporą ilość pytań dotyczących naszego wojska.
Problemem numer jeden w wojsku jest ,,rozmycie'' kompetencji i rozrost biurokracji co pośrednio powoduje brak decyzyjności na poszczególnych stanowiskach. |
|
|
May 14 2010, 02:31 PM
Post
#2
|
|
Grupa: Members |
Zastanawia mnie jak osoba, która studiowała psychologię może się w ten sposób wypowiadać? Za wszelką cenę starasz się zrobić z siebie maszynę "wypraną" ze wszystkich uczuć. Każdy odczuwa lęk przed bólem,chłodem,głodem,czy śmiercią i nie ma w tym nic niestosownego. Jeżeli ktoś mówi,że nie odczuwa lęku, to znaczy,że nie zrozumiał sytuacji. Fajne jest również to,że chcesz pokazać wszystkim,że kobiety są lepsze od mężczyzn,ale jednocześnie odcinasz się od tego,że jesteś kobietą - to w takim razie kim jesteś, skoro według ciebie mężczyźni, to "bezjajeczne" cioty,a kobiety zidiociałe panikary.Szczerze też współczuję twojemu facetowi,że nie jesteś uczuciowa i od czasu do czasu nie można pieszczotliwie nazwać cię "maleńka". Niby do niczego nie podchodzisz emocjonalnie i do wszystkiego masz ogromny dystans, a twoje posty pełne są złości i agresji.Ponadto psycholog, który twierdzi,że sam dla siebie jest autorytetem,to porażka. Co do kwestii związanych z wojskiem,to masz trochę skrzywiony obraz tego na czym tak naprawdę polega praca żołnierza. Kiedyś któryś pan z Gromu (nie pamiętam który) powiedział,że jeżeli ktoś niczego się nie boi, to nie nadaje się do wojska,bo taki człowiek jest nieprzewidywalny w swoim postępowaniu. Oj... może nie tak się wyraziłam. Nie odczuwam "strachu", czegoś co powoduje rezygnację, czy wycofanie. Lęk jest zawsze, bo wynika z instynktu samozachowawczego. Tak to powinno chyba wyglądać. Wiesz, wspinam się od jakiegoś czasu i wydaje mi się, że chyba najlepiej rozumie się kwestię lęku-strachu w skale. To kwestia nie wyzbycia się niepewności, czy obawy przed bólem, pozdzieraniem się do krwi przy odpadnięciu tuż przed kolejną wpinką. To kwestia godzenia się na to i pełnej mobilizacji dzięki temu. Ja mam tak, że jak czuję niepewność, chcę ja przewalczyć. Nie paraliżuje mnie strach, jak to się mówi... Raczej powoduje, że poziom adrenaliny mi skacze, zagryzam zęby i idę dalej z jeszcze większym "zacietrzewieniem". Faktycznie, mnie poważnie nie przeraża perspektywa tego, że mogę być głodna, pokaleczona, etc. Nie jest to może przyjemne, ale często nieuniknione jeśli ktoś chce i potrzebuje doprowadzać siebie na skraj, by tam siebie samego odnaleźć. Dopiero w totalnym ekstremum, kiedy jest bardzo źle, a nawet jeszcze gorzej - czuję, że żyję. Spokojnie, jestem twarda jak cholera, ale nie aż tak "zimna" jakby się zdawało. Nie przepadam jednak za infantylnymi i do tego konwencjonalnymi zwrotami kierowanymi pod adresem mojej osoby przez osoby, z którymi nie łączy mnie nic poza sytuacją dyskursu. Przepraszam jeśli uraziły Cię moje generalizacje odnośnie dwóch "obozów": mężczyzn i kobiet. Wiesz, ja mam ogromne wymagania w stosunku do siebie i jestem skłonna przyznać, że może się to przenosić na specyfikę mojego ustosunkowywania się do innych. Moje dotychczasowe obserwacje pokazały, że siła, odwaga i zapalczywość są niezależne od płci (w pewnym zakresie), jednak bardzo rzadko stają się motorem działań. Większość osób, które spotykam to faktycznie panikarze, lenie, miękkie duchy... Ale, przyznaję rację, koniec z uogólnianiem: tylko większość, bo znam i takie osoby, które potrafią dać z siebie wszystko i daleko im do "bezjajowości". Jeszcze jedno: nie lubię słowa "ciota". Moja "złość i agresja" ma charakter reaktywny, w tym konkretnie przypadku. Nie mam w naturze "skakania" do gardła każdemu bez uzasadnienia. O... autorytety mam (największym jest Marek Aureliusz). Ale faktycznie, głównym jestem ja sama. Wiesz dlaczego? Takie podejście skłania mnie do dążenia do osiągania perfekcji w tym, co robię. Chcę by moje postępowanie było czymś, z czego sama mogę być dumna. Psychologia do niczego nie zobowiązuje, tym bardziej jeśli nie ma się do tego powołania. Ja nie mam, przyznaje. Psychologia rozczarowała mnie intelektualnie jako nauka. To raczej dyscyplina badawcza, która rości sobie zbyt duże prawo do jednoznacznego wypowiadania się na tematy wielce niejednoznaczne. Spokojnie, bo widzę, że myślisz, że masz przyjemność (?) z fanatyczną paramilitarystką, która marzy o zostaniu bohaterem krwawego pola bitwy... Jestem poważną osobą; do wojska, to podchodzę do stąpając przy tym mocno po ziemi. Faktycznie, interesują mnie wojska specjalne, bo uważam takie formacje za kwintesencję tego, czym jest "soldactwo":-). Nie ma ludzi, którzy niczego się nie boją. A nawet jeśli by byli, to już by ich nie było :-) Są za to ludzie, którzy swój lęk potrafią przekształcać w swoją siłę. A wtedy nie ma mowy o nieprzewidywalności, bo ta jest domeną ludzi strachem, czy lękiem obezwładnionych, którzy nie znajdując w sobie siły, zatracają samych siebie i nie pozostaje im w decydujących chwilach nic innego poza szaleństwem miotania się w własnym braku kontroli. Dzięki za tego posta. Lubię jak coś mnie zmusza do refleksji. Pozdrawiam. |
|
|